L I F E
Sześcioosobowa
ekipa na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej prowadzi badania i
dokonuje przełomowego odkrycia, które ogłasza światu. Oto
odnajdują i wybudzają ze stanu hibernacji pierwszy dowód na
istnienie życia na Marsie. Zostaje on mianowany imieniem Calvin,
który szybko się rozwija, by ze zwykłej komórki przejść do
większej formy przypominającej rozgwiazdę. Po nieoczekiwanej
awarii w laboratorium, akcja się komplikuje. Okazuje się, że
Calvin jest inteligentniejszy niż przypuszczano i ma zamiar stoczyć
z badaczami walkę o przetrwanie.
Tak mniej
więcej wygląda ogólna fabuła, ale teraz wgłębię się nieco
bardziej i od razu ostrzegam przed spoilerami. Co mnie najbardziej
urzekło, to fakt, iż film trzyma widza w napięciu i nie straszy
nagłymi jump scare'ami oraz rozlewami krwi i wnętrzności.
Zachowano pewną subtelność, co nie znaczy, że nie ma tam scen,
które przyprawiają o mrowienie. Zwykle filmy tego typu mnie nie
ruszają, ale w tym przypadku autentycznie się wzruszałam, czułam
obrzydzenie i obawiałam się o bohaterów. Obrzydzenie czułam
chociażby w scenie, w której kosmita wchodził do ust Rory'ego, a
scena topienia się pani komandor we własnym skafandrze sprawiła,
że sama wstrzymałam oddech. Najbardziej jednak wzruszyła mnie
scena, w której Hugh w swoich ostatnich chwilach prosi o
podniesienie go, by móc odejść czując się jak ptak, gdyż przez
swoje kalectwo, nie mógł samodzielnie stanąć na nogach, a na
stacji z nikłą grawitacją czuł się mniej ograniczony.
Swoją drogą,
szybko zaczęłam pałać sympatią do każdej z postaci, które
łączyły realistyczne relacje. Każdy miał swoją specjalizację i
rolę do odegrania. Posiadali różne charaktery i problemy. Do gustu
najbardziej przypadli mi Sho oraz Kat. Najbardziej tragicznym
bohaterem był moim zdaniem David. Spędził w kosmosie wiele czasu i
nie widział siebie gdzie indziej niż tam. Można powiedzieć, że
był „uzależniony od kosmosu.” O jego tragiźmie świadczy m.in.
zakończenie filmu, którego jednak zdradzać nie będę.
Bohaterowie
zachowują się rozsądnie. Mogą cieszyć się wysoką inteligencją,
a ich opanowanie jest jak najbardziej na miejscu. W końcu w swojej
profesji, na pewno przechodzili mnóstwo testów na wytrzymałość
psychiczną. Nie znaczy to, że pod wpływem presji nie popełniają
drobnych błędów. Gdyby wszystko robili idealnie, nie byłoby to
realistyczne, ale przynajmniej nie zachowują się głupio i
bezsensownie jak wiele postaci w innych filmach podobnego typu.
Film jest
dobry, ale nie bez wad. Do kilku rzeczy można się przyczepić, a
ktoś kto obeznany jest w technicznych sprawach może znajdzie tego
więcej niż zwyczajny widz.
Można na
przykład doczepić się faktu, iż w kosmosie nie ma dźwięku, a
mimo to słyszymy wybuchy i trzaski na zewnątrz stacji. Na to jednak
można przymknąć oko.
Wygląd kosmity
był niecodzienny, ale lepiej się prezentował we wcześniejszych
fazach rozwoju, niż po tym jak uformowało mu się coś w rodzaju
głowy. To już było zbyt typowe i nie tak oryginalne, ale i tak
wzbudzało pewne emocje.
Zastanawia mnie
jeszcze kwestia niepełnosprawności jednego z bohaterów, bo nie
wiem, czy taka profesja nie wymaga czasem bardzo dobrej sprawności
fizycznej? W tym aspekcie znawcą nie jestem, więc nie będę się w
to wgłębiać.
Film ma u mnie
plus za jako taką realistyczność, muzykę oraz końcowy plot
twist. Był dobry, ale do przewidzenia, a przynajmniej mnie wcale nie
zaskoczył. To jednak zależy od wyobraźni widza i na pewno znajdą
się tacy, których zakończenie szczerze zszokuje. Jeśli chodzi o
akcję, to film spełnia swoje zadanie. Fabuła może staje się
nadużywana w wielu produkcjach, ale rozrywkę dostarcza.
Podsumowując:
To jest dobra rozrywka. Cierpisz, ale jest rozrywka.
Reżyseria: Daniel Espinosa
Reżyseria: Daniel Espinosa
Super recenzja! W większości się zgadzamy ze sobą także JOŁ JOŁ
OdpowiedzUsuń